Chirurgia ręki czerpie z wielu nauk i uznawana jest za jedną z najbardziej skomplikowanych specjalizacji. Na temat zabiegów kończyn górnych rozmawiamy z doktorem nauk medycznych, Tomaszem Matuszewskim z kliniki Model Med.
– Jako chirurg plastyk zajmuje się Pan również z powodzeniem chirurgią ręki, wykonując od wielu lat szereg zabiegów z tej specjalności. Co przemawia za tym, że ręką zajmuje się plastyk – potencjalny pacjent zwróciłby się być może z problemami ręki do ortopedy?
To proste – a zarazem zawiłe. Otóż chirurgią ręki nie tylko w Polsce, ale w większości krajów, zajmują się zarówno chirurdzy, jak i ortopedzi. Chirurgia ręki to specjalność interdyscyplinarna: do skutecznego leczenia pacjentów potrzebna jest wiedza z obu zakresów. Uważam, że – ze względu na złożoność anatomiczną ręki i specyfikę zabiegów – przewaga metod chirurgii plastycznej i rekonstrukcyjnej nad technikami ortopedycznymi jest oczywista. Idealnym rozwiązaniem jest szkolenie obejmujące oba zakresy. Ortopedzi, którzy chcą zajmować się ręką muszą przejść trening w chirurgii plastycznej i na odwrót – plastycy czy chirurdzy powinni zdobyć doświadczenie ortopedyczne. Tak jest w moim przypadku. Po okresie szkolenia z chirurgii plastycznej, uzyskaniu specjalizacji i obronie doktoratu, zachęcony przez mojego nauczyciela, doktora Jerzego Węgrzyna, rozpocząłem moją przygodę z chirurgią ręki w ramach Kliniki Ortopedycznej Akademii Medycznej w Warszawie. Połączenie moich umiejętności z możliwościami technicznymi oddziału ortopedycznego i współpracą z kolegami ortopedami zaowocowało powstaniem Oddziału Chirurgii Ręki, który przez wiele lat prowadziłem.
Czy szkolenie, które Pan przeszedł, wyczerpywało wszystkie aspekty dziedziny, którą się Pan zajął?
Oczywiście, że nie. Okazało się, że istnieją znaczne luki w mojej wiedzy, choćby na temat wad rozwojowych kończyn i chirurgii plastycznej dziecięcej. Aby uzupełnić te braki, wyjechałem na kilkumiesięczny staż do Paryża, gdzie miałem możliwość poznać innowacyjne ośrodki, nowe techniki i ludzi będących niekwestionowanymi liderami w tej dziedzinie. Warto dodać, że w okresie mojej pracy – od początku szkolenia do chwili obecnej – wydarzyły się w chirurgii ręki dwie rewolucje. Pierwsza to wprowadzenie w początku lat osiemdziesiątych techniki mikrochirurgicznej, co w przełomowy sposób zmieniło zakres i możliwości pierwotnej rekonstrukcji rąk po urazach i poszerzyło znacznie możliwości rekonstrukcji ubytków czy zniekształceń pourazowych. Druga to zastosowanie techniki endoskopowej do wybranych zabiegów, co zaowocowało na przykład wprowadzeniem małoinwazyjnego zabiegu dekompresji nadgarstka w zespole cieśni już w połowie lat dziewięćdziesiątych. Warto może dodać, że wówczas dołączyliśmy do liderów światowych, gdyż technikę endoskopową po raz pierwszy pokazano w 1989 roku, a używany do dzisiaj sprzęt wprowadzono do produkcji w 1992 r. Jestem bardzo dumny z faktu, że w tych obu przełomowych chwilach dla chirurgii ręki byłem w ścisłej krajowej czołówce.
A czym, poza chirurgią ręki, jeszcze Pan się zajmuje?
Jestem chirurgiem plastykiem wyszkolonym we wszystkich kierunkach chirurgii plastycznej. Był okres, w którym wykonywałem dużo zabiegów szczególnie rekonstrukcji piersi i korekcji twarzy (lifting) czy korekcji nosa. W tej chwili tych zabiegów wykonuję mniej, ale za to wprowadziłem technikę endoskopową w liftingu, czy wspomaganie endoskopowe zabiegów wszczepiania wkładek silikonowych do piersi. Po wielu latach pracy mogę pozwolić sobie na komfort wybierania tego co chciałbym zoperować, zwłaszcza w dziedzinie zabiegów estetycznych. Trzeba pozostawić pole młodszym kolegom, z którymi współpracuję w zespole. Na nich teraz kolej wprowadzać nowe zabiegi i metody, jak choćby korekcję nosa techniką otwartą, którą to przywiozła nasza młodsza koleżanka po wielomiesięcznym stażu w Toronto, w ośrodku uznawanym za mekkę dla laryngologów estetycznych.
Stworzył Pan nowy niepubliczny ośrodek chirurgii plastycznej, mimo że w Warszawie jest tych ośrodków już kilka. Czy nie boi się Pan konkurencji?
Konkurencja w medycynie to coś, co jest potrzebne jak woda i powietrze do życia. Znaczna część problemów publicznej ochrony zdrowia wynika z regulacji, piramid zależności i układów wewnętrznych, które skutecznie eliminują zdrowego ducha konkurencji. Konkurencja w medycynie to nie szyldy, wystroje gabinetów czy PR, to jakość wykonanego świadczenia, kontakt z pacjentem i sposób jego traktowania. Nie skarżymy się na niedobór pacjentów, przeciwnie – ich liczba wzrasta. To, co stanowi moją dumę to fakt, że wśród naszych pacjentów znaczny odsetek stanowią lekarze i ich rodziny – to świadczy o uznaniu w środowisku lekarskim i jest dla nas niezwykle cenne. Wpływa to także na wzrost zaufania pacjentów, których Ci lekarze do nas kierują. Pragnę, aby nasz ośrodek mógł zajmować się jak najszerszym zakresem zagadnień z chirurgii plastycznej i chirurgii ręki, a w planach mamy także zorganizowanie cyklicznych szkoleń w wybranych zagadnieniach. Najbliższe już za kilka tygodni.
Wróćmy do chirurgii ręki. Jakie przypadki trafiają najczęściej i jakie najczęściej wykonujecie Państwo zabiegi?
Myślę, że rozkład zagadnień u nas jest podobny jak w innych ośrodkach, tyle, że może akcent przesunięty jest w kierunku leczenia zespołów uciskowych nerwów. Największą grupę stanowią pacjenci z zespołem cieśni nadgarstka, zespołem rowka nerwu łokciowego oraz z porażeniami nerwów pourazowymi – uszkodzeniem nerwu promieniowego oraz strzałkowego (mimo, że to kończyna dolna, sposób postępowania i technika jest taka sama). Dużą grupę stanowią pacjenci z przykurczem dłoni i palców i zapaleniami pochewek ścięgnistych. Wreszcie niemałą grupą są sportowcy i sportowcy amatorzy zgłaszający się ze złamaniami palców czy nadgarstka. Często podejmujemy się leczenia operacyjnego w przypadkach pozostawionych przez innych chirurgów do leczenia zachowawczego po to, aby przyśpieszyć leczenie lub stworzyć warunki do zachowania ruchu w okaleczonym stawie. Metody, które stosujemy, są często kontestowane przez ortopedów mających klasyczne (czytaj: dość niedzisiejsze) wykształcenie w chirurgii ręki, ale nie przejmujemy się tym, bo o naszej racji świadczą uzyskiwane wyniki.
Podobno wielu lekarzy odradza pacjentom poddanie się endoskopowemu zabiegowi dekompresji nadgarstka z powodu dużej liczby powikłań. Proszę to skomentować.
Niestety, ta rzekoma liczba powikłań to kolejny mit medyczny. Mam na koncie ponad 2000 zabiegów endoskopowej dekompresji nadgarstka wykonanych od 1995 roku. W tym czasie miałem 3 powikłania, które w istotny sposób zmieniły wyniki leczenia i wymagały kolejnego zabiegu operacyjnego. To naprawdę niewielki odsetek. Warto też dodać, że wynikały one z niedostatku diagnostyki przed zabiegiem – wówczas nie wykonywano jeszcze badań ultrasonograficznych kanału nadgarstka, wobec czego nie dyskwalifikowano pacjentów z anomaliami w budowie nerwu. Skąd w środowisku medycznym takie głosy? Pochodzą one od starszych, często utytułowanych kolegów, myślę że zaskoczonych tym, że nie zauważyli nowej techniki, nie poznali jej i sami nie stosują, wobec czego są z góry nastawieni negatywnie. Na szczęście mam wielu sojuszników w osobach lekarzy młodych, śledzących trendy medycyny na świecie oraz w środowisku lekarzy neurologów i lekarzy rodzinnych. To oni kierują do mnie pacjentów, a ci wracając do nich z rezultatami leczenia podtrzymują nasze dobre imię.
Czy stara się Pan przekonywać pacjenta co do poddania się jakiemuś zabiegowi, bądź zastosowania szczególnej techniki?
Mając tyle lat doświadczenia, nie mam żadnego problemu ze stawianiem rozpoznań czy podejmowaniem decyzji. Czasami jednak trafia się wyzwanie, któremu trzeba sprostać. Dotyczy to przypadków pacjentów sceptycznych, nieprzekonanych do proponowanych rozwiązań, często z góry źle nastawionych do metod chirurgicznych leczenia, informowanych przez niekompetentne osoby – w tym przez naszego głównego przeciwnika „Doktora Googla”. Takim pacjentom trzeba poświęcić szczególnie dużo czasu i perswazji. Ale nigdy nie namawiam. Zdarza się jednak, że jeśli pacjent jest nieprzejednany, a ja wiem, że wybór innego postępowania jest dla niego szkodliwy, używam innych metod. Już kategoryczna odmowa wykonania żądanego zabiegu często powoduje refleksję i zmianę nastawienia.
Z rozmowy naszej wynika, że zakres działalności Pana jest bardzo szeroki. Czy można powiedzieć, że może Pan u siebie wykonać każdy zabieg?
Teoretycznie tak. Z zakresu chirurgii plastycznej unikamy jedynie zabiegów odsysania tłuszczu, nie wykonuję także rekonstrukcji piersi po mastektomiach. Są osoby, które robią to znacznie lepiej. Natomiast chirurgia ręki jest w pełnym zakresie. Chętnie rozszerzylibyśmy działania także na możliwość leczenia świeżych urazów, ale na przeszkodzie stoi brak kontraktu na takie zabiegi z NFZ. Niestety, warunki jakie stawia NFZ, zwłaszcza wymogi techniczne takiego oddziału, nie pozwalają na podpisanie umowy. Nie leczymy operacyjnie także małych dzieci – nie mamy wystarczającego zabezpieczenia anestezjologicznego do pooperacyjnego prowadzenia pacjentów po znieczuleniu. Staram się to uzupełnić, będąc konsultantem i wykonując zabiegi w Centrum Zdrowia Dziecka i w Klinice Chirurgii Dzieci przy ul. Marszałkowskiej w Warszawie.