Chory mężczyzna w domu to więcej niż nieszczęście, to zamknięta w czterech
ścianach apokalipsa z sonatą na westchnięcia, jęki i skarżenia w tle. Powalić go
może wszystko – od zacięcia się kartką papieru po jesienne przeziębienie.
Angina to prawdziwa tortura, a grypa – gwarantowany bilet w jedną stronę.
Niemniej nic – absolutnie nic – nie jest groźniejsze, bardziej przerażające i złe
niż prosta wizyta u lekarza.
Przyczyn, dla których występuje to piekielne combo (przeżywanie każdej najdrobniejszej
choroby połączone z absolutną niechęcią do leczenia), należy się doszukiwać w
warunkowaniu kulturowym. Jeśli chłopca uczono, że ma być twardy i nie okazywać
słabości, to mężczyzna będzie twardy, nie przyzna się do choroby i będzie cierpiał bez
profesjonalnej opieki. Z drugiej jednak strony, brak zdolności rozpoznawania sygnałów
wysyłanych przez własny organizm wprawia go w zagubienie i oszołomienie – a to z kolei
włącza tryb małego dziecka, które nie rozumie, co się dzieje, ale chce, żeby przestało.
Jak mężczyznę, uspokoić, zaprowadzić do przychodni i w końcu wyleczyć, rozmawiamy z
psycholog Natalią Harasimowicz.
Co robić, jak przekonać mężczyznę, że to jego pokasływanie, bóle i gorączka to
faktyczny problem?
Zmiana miejsc – czy gdybym ja nie szła do lekarza a byłabym chora, to czułbyś się
dobrze? Jakbyś mnie oceniał? Jako odpowiedzialną, twardą, czy nieodpowiedzialną i
niemądrą? Jakbyś mnie ocenił jako matkę, pracowniczkę? Jakbyś się czuł widząc, że coś
mi jest i słysząc że nie chcę się zbadać? Czy byłbyś w stanie zaakceptować moją decyzję
bez obaw o mnie, tak jak ty tego ode mnie teraz oczekujesz?
Warto w każdej sytuacji związanej ze zdrowiem i samopoczuciem się nawzajem wspierać,
np. pytając partnera czy lepiej iść z 37. stopniami gorączki do pracy itp. Kobieta na
początku musi zainicjować taki tryb rozmów, pytać partnera o zdanie, radę, pomoc.
Sprawić, by czuł się ważny w kwestiach zdrowotnych i stał się dla niej oparciem. Wtedy
jest duża szansa, że przyzwyczajony do takiego otwartego trybu rozmowy o zdrowiu i
samopoczuciu, też zacznie prosić partnerkę o zdanie, opowiadać o sobie.
Co, jeśli nie zdążyłyśmy wprowadzić takiej otwartej atmosfery i teraz nasz
partner leży na kanapie z podwyższoną temperaturą i stanowczo odmawia
jakiejkolwiek konsultacji ze specjalistą? Jak zaprowadzić chorego do przychodni
tak, by ani nasz związek, ani jego zdrowie nie ucierpiało?
Przede wszystkim nie czekać, bo mężczyźni częściej niż kobiety mają tendencje do
wypierania niechcianych treści z umysłu. Często, o ile znamy partnera i wiemy że nie
zareaguje w sposób zbuntowany, ale raczej dojrzale, możemy zarejestrować go same lub
zadeklarować pomoc na którymś innym etapie, np. możemy się z nim przejść na wizytę.
Mężczyźni lepiej się czują w konkretach, więc umówiona wizyta to już taki konkret, a
potem kolejne przychodzą łatwiej.
Jeśli mężczyzna ma kruche poczucie własnej wartości, bo na przykład wychowywał się w
domu patriarchalnym i autorytarnym, to sposobem na niego jest logiczna rozmowa. Taki
dialog powinien się skończyć jego deklaracją pójścia do lekarza. Jeśli partnerka złapie go
na niedotrzymaniu słowa, może to przytoczyć – wtedy męskie ambicje zwyciężą, a on
zgłosi się do lekarza, żeby tylko nie okazać się niesłownym.
Jakkolwiek źle ona nie brzmi, to jest to technika podana przez samych panów.
Czy nasza troska może zostać negatywnie odebrana przez partnera?
Tak, ale też my dużo robimy, żeby ta troska stała się dla mężczyzny upokarzająca,
męcząca albo obraźliwa.
Gdy kobieta zaczyna krążyć wokół partnera, gdy jego choroba staje się epicentrum życia
domowego, zaczyna to być naprawdę denerwujące. Gdy nie ma czasu, żeby przemyśleć,
jak się naprawdę czuje, a ona już mu podrzuca własne interpretacje. Gdy go straszy,
szantażuje, gdy wypowiada ogólne i nieprawdziwe opinie na temat jego postępowania,
gdy go ocenia, obgaduje ze znajomymi lub swoją matką („ty nigdy o siebie nie zadbasz,
ty mnie kiedyś wpędzisz do grobu, zachowujesz się jak dzieciak”). W takiej sytuacji
możemy mieć pewność, że partner nie zgłosi się do lekarza, a w domu wywiąże się cichy
konflikt, który powróci razem z jego kolejną chorobą.
O wiele lepiej po prostu szczerze porozmawiać o swoich emocjach i lękach. Wtedy
partner będzie miał szansę zobaczyć, że nie jesteśmy wredne ani nie chcemy nim
sterować, ale go kochamy.
Natomiast gdy kobieta jest nadopiekuńcza, czyli zaczyna traktować partnera jak dziecko,
a przestaje jak dorosłą osobę – tu warto się zastanowić dlaczego tak się dzieje. Czy to
może niespełnione ambicje macierzyńskie, zawodowe, czy się za bardzo nie nudzimy, czy
nasze życie nie jest trochę zbyt puste i stąd nadmierna koncentracja na partnerze?
Jakieś porady, które ułatwią nam drogę do konsensusu?
Paradoksem jest, że często dbamy np. bardziej o zwierzęta lub dzieci, niż o siebie, a
każdego członka rodziny powinno się traktować dokładnie w taki sam sposób. Norma
partnerstwa – skoro ja chodzę na badania kontrolne, to ty też. Oboje mamy ciało, które
szwankuje, nie ma między nami aż takich biologicznych różnic, które sprawiałyby, że ty
nie potrzebujesz badania i lekarzy, a ja tak. Oboje mamy zęby do leczenia, mamy takie
same oczy, serce itp.
Można też stawiać warunki, ale tu ostrożnie. Technika polecana, gdy inne zawiodą, a
mężczyzna swoim postępowaniem przyczynia się do znacznego cierpienia partnerki i grozi
mu już trwała utrata zdrowia.
Warto jednak pamiętać, że są to w dużej mierze uogólnienia, należy więc zawsze brać na
nie poprawkę, bo każdy jest inny i od każdej reguły są wyjątki. My najlepiej znamy
swoich mężczyzn i w trudnych czasach choroby musimy obiektywnie ocenić, która
taktyka zadziała najlepiej i nie wejdzie w konflikt z charakterem partnera. Ale jest
nadzieja: obecnie społeczeństwo znajduje się w trakcie dużych społecznych przemian i
mężczyźni z pokolenia na pokolenie radzą sobie coraz lepiej w kategorii partnerstwa w
związku, a role kobiety i mężczyzny się zacierają i przenikają. Także te spostrzeżenia,
miejmy nadzieję, będą się szybko dezaktualizować a ich miejsce zajmą coraz bardziej
optymistyczne obserwacje.