Czy ufać aplikacjom kontrolującym stan naszego zdrowia?

Aplikacje kontrolujące stan zdrowia, związane z szeroko pojętym rynkiem zdrowia i urody to prawdziwy biznes. Specjaliści pracują nad programami, które mogłyby zastąpić wizytę u specjalisty. Wiele z eksperymentalnych systemów już wykorzystujemy we własnych telefonach i nic nie wskazuje na zmianę tej tendencji. Klienci coraz chętniej sięgają po elektroniczne zabawki służące do kontroli własnego zdrowia, nie zastanawiając się jak precyzyjne są to narzędzia. A jak się okazuje nieraz, bardzo zawodne.

Co dziś znaleźć możemy we własnych telefonach? Zacznijmy od aplikacji oceny ryzyka czerniaka, o której wspominaliśmy jakiś czas temu. Program zainstalowany w smartphonie skanuje obraz skóry, a następnie ocenia czy wybrany fragment może mieć charakter chorobowy. Trzy z czterech aplikacji błędnie sklasyfikowało 30 proc. lub więcej zmian rakowych jako niegroźnych. Co oznacza, że programy te są bardzo nieprecyzyjne.

Pomysł na domowe laboratorium? Nic prostszego, wystarczy pobrać na swój telefon odpowiedni program, aby dowiedzieć się czy dopadła cię infekcja. Do samodzielnego badania przydaje się bardzo czuły ekran dotykowy, na którym umieszczamy próbkę śliny, ten z kolei ocenia jej parametry fizyczne. Podczas testów aplikacji naukowcom udało się w potwierdzić w trzech  próbkach śliny różne stężenia bakterii Chlamydia trachomatis. Ale jak łatwo się domyśleć, wynalazek nie jest w pełni dopracowany. Na chwilę obecną nie radzi sobie z określaniem konkretnego rodzaju choroby.

A co powiecie na osobistego asystenta kontrolującego naszą dietę? O to, by spożywane posiłki były jak najbardziej zbilansowane zadba telefoniczna aplikacja połączona z inteligentnymi sztućcami. To nie żarty, widelec CES 2013 ma za zadanie kontrolować prędkość przyjmowania pożywienia oraz jego porę. Dzięki kamerze i funkcji rozpoznawania obrazów sam program jest w stanie sprawdzić kaloryczność dań i ich jakość. W następnej kolejności strażnik diety sporządzi analizę przyjmowanych posiłków, jednocześnie doradzi, co powinniśmy jeść, a co ze względu na stan naszego zdrowia nam odradza. Na ile jednak możemy zaufać asystentowi zaklętemu w elektronicznym gadżecie?

Na tym nie kończy się wyobraźnia programistów. Świadczy o tym chociażby aplikacja, która diagnozuje jakość naszego snu. Jak to działa? Smartphone z akcelerometrem towarzyszy śpiącemu całą noc, położony obok ciała wykrywa mimowolne ruchy wykonywane podczas snu. Ocenie poddane są takie parametry, jak głębokość snu, nieświadoma aktywność, a nawet chrapanie czy mówienie przez sen, które możemy nagrywać. Przeanalizowany materiał otrzymujemy w postaci przejrzystych wykresów. Dodatkową opcją jest program do łagodnego budzenia, mający na celu jak najtroskliwiej przywrócić nas do świadomości i przygotować do pracowitego dnia. Brzmi nieprawdopodobnie, nie sądzicie?

Najbardziej popularnymi obecnie aplikacjami są te treningowe, wybór programów z którymi zadbamy o kondycję jest bardzo duży. Niezależnie czy korzystacie z produktów „z jabłuszkiem”, czy tych opartych na systemie Android macie z czego wybierać. Aplikacje specjalizują się w rejestrowaniu treningów, dokumentowaniu tras, pomaganiu w wykonywaniu konkretnych ćwiczeń, a wszystko to w połączeniu z funkcjami społecznościowymi. Jak określają eksperci, aplikacje treningowe są póki co bardzo ograniczone funkcjonalnie. Archiwizują, ale nie służą radą zawodnikowi. Choć bardzo liczne, to wciąż niedopracowane i niewykorzystujące potencjału.

Jak łatwo zauważyć, mnogość pomysłowych aplikacji nie idzie w parze z ich niezawodnością. Najczęściej programy, które ściągamy na nasze telefony, prócz genialnej idei nie reprezentują niczego więcej. Zdecydowana większość z nich należałoby dopracować, a nawet napisać od początku. Obecnie, dostępne aplikacje możemy traktować jako niezłe zabawki, którym jednak daleko do profesjonalnego doradcy. Stan zdrowia oceniany przez elektronicznego konsultanta nigdy nie będzie rzetelny i rzadko kiedy zgodny z prawdą, nie warto więc ryzykować.

Źródło: kosmetologia.com.pl